poniedziałek, 2 lutego 2015

Dubbing w baśniowej „Królewnie Śnieżce”!

                Śnieżkę znają chyba wszyscy. Należy do tej grupy baśniowych księżniczek, która wystąpiła w niezliczonej liczbie historii, czy ich adaptacji – wszędzie gdzie można, ogólnie rzecz ujmując. W 2012 roku miała więc miejsce premiera kolejnego filmu stworzonego na motywach powieści braci Grimm. Królewna Śnieżka w reżyserii Tarsema Singha opowiada o pięknej, młodej dziewczynie, królewnie Śnieżce, gnębionej przez swoją złą i zazdrosną macochę. Historię oczywiście wszyscy znają, więc nie ma większego sensu, żebym się nad nią specjalnie rozpisywał. Lepiej przejść do istotnej części, czyli polskiej wersji filmu!



                Monolith Films powierzyło realizację dubbingu studiu Start International Polska. Reżyserka, Elżbieta Kopocińska, wykonała dość dobrą robotę, zarówno jeśli chodzi o wybór aktorów jak i ich prowadzenie, w dodatku w rolach głównych występują aktorki bardziej znane dla przeciętnego Polaka, co mogło jedynie przyciągnąć do kin większą liczbę widzów. Dialogi polskie napisała Joanna Serafińska. Nie mam chyba zbyt wiele do napisania w tej kwestii, bo dialogi były na wysokim poziomie i nie wychwyciłem żadnych dziwnych, czy niepasujących sformułowań. Polski tekst był dostatecznie stonowany, gdzie miało być śmiesznie, było śmiesznie, a gdzie poważnie, tam poważnie.

                Tytułową rolę królewny Śnieżki (Lily Collins) otrzymała Marta Żmuda-Trzebiatowska. Po pierwsze, jest podoba, szczególnie do tej kreacji Collins. Po drugie, ma naprawdę młody i delikatny głos. Czasem denerwujący, ale to może tylko moje zdanie. Żmuda-Trzebiatowska naprawdę wpasowała się w rolę i brzmiała dość naturalnie, choć miewała słabsze momenty. Jej głos po prostu pasuje do spokojnych, słodkich dziewczynek. Inną sprawą jest natomiast podobieństwo barwy głosu do oryginału. Mimo wszystko polska aktorka jest zbyt cukierkowa (z natury) dla Lily Collins i o ile w roli królewny po prostu pasuje, to gdyby miała być drącą się buntowniczką, to wypadłaby żałośnie śmiesznie. Główny czarny charakter w filmie – Królową – zagrała Julia Roberts, natomiast głosu użyczyła jej Agata Kulesza. Co mogę powiedzieć, warsztat i gra Kuleszy były świetne, nie mogę przyczepić się do niczego. Dodatkowo, obawiałem się, że znając jej głos z telewizji, czy kina, będą mi się przypominały inne role tej aktorki. Nie mogłem się bardziej mylić, bo ta Kulesza w niczym nie przypominała siebie! Słuchało się jej z przyjemnością. Niemniej jednak, podobnie jak w przypadku Żmudy-Trzebiatowskiej, Kulesza nie jest idealnym odpowiednikiem Julii Roberts. Wiadomo, jest podobna i w zasadzie mogłaby ją dubbingować chyba niezależnie od kreacji, jednak nie odda ona głosu oryginału do tego stopnia, jak chcieliby tego najwięksi fani. W rolę przystojnego Księcia (Armie Hammer) wcielił się Grzegorz Kwiecień, aktor bardziej kojarzony mimo wszystko z dubbingu. Naturalnie postać, którą stworzył jest przezabawna już przez sam wzgląd na jego głos. Dodając do tego zaplątanego i heroicznego księcia z mentalnością szczeniaka… genialne połączenie. Tu jednak jeszcze bardziej niż w przypadku poprzednich dwóch aktorek zarysowuje się dość duża różnica między oryginalnym głosem i jego polskim odpowiednikiem. Hammer ma głos o wiele niższy i nie lawiruje aż tak, jak Kwiecień, nie brakowało mu jednak wyrachowania. ;) W postać sługi Królowej, Brightona (Nathan Lane) wcielił się Aleksander Mikołajczak. Mimo, że Nathan Lane często mówił w Polsce głosami Krzysztofa Tyńca, czy Wojciecha Paszkowskiego, to w tej kreacji na pewno by się oni nie sprawdzili. Brighton jest bowiem starszym mężczyzną i głos Aleksandra Mikołajczaka jest dość zbliżony. Dość, choć stałym odpowiednikiem bym go nie nazwał. O ile do postaci pasował, nawet bardzo, to mam wrażenie jakby w oryginale głos Nathana Lane’a był odrobinę starszy. Druhem i przyjacielem Księcia był Renbock (Robert Emms). W polskiej wersji zdubbingowany został przez Pawła Ciołkosza (serio? Ciołkosz zawsze musi robić Brytoli?). Zasadniczo przez tę trochę szczurzą twarz, rude włosy i roztrzepanie głos pasował do postaci, ale jeśli by znów oceniać pod kątem barwy, to niestety wypada dość słabo. Ciołkosz ma bardzo charakterystyczny głos i jest wyjątkowo nadużywany w dubbingu, szczególnie w filmach aktorskich i choćby z tego powodu wypadałoby wybrać do tej roli innego aktora. W filmie możemy również zobaczyć Króla, czyli ojca Śnieżki (Sean Bean) dubbingowanego przez Jacka Rozenka. Wypada dobrze, mogę nawet powiedzieć, że obaj aktorzy mają ze sobą coś wspólnego. Mimo wszystko, głos Rozenka nie jest aż tak uniwersalny dla dojrzałych mężczyzn o stosunkowo niskim głosie, żeby mógł dubbingować ich wszystkich. Tu również można było postarać się odrobinę lepiej. To w końcu Sean Bean, który nareszcie nie ginie! Rolę dość małą miała Margaret (Mare Winningham), jedna z zamkowych służek, dubbingowana przez Ewę Serwę. Głos może nie był jakoś specjalnie dopasowany do barwy oryginału, ale mimo wszystko postać brzmiała naturalnie i przekonująco. Choć trzeba przyznać, że pani Serwa ma dość charakterystyczny głos i chyba trudno byłoby jej zagrać tak, by nie przypominała siebie. Na koniec postanowiłem zbiorowo omówić obsadę 7 krasnoludków, ze względu na to, że zostali obsadzenie na identycznej zasadzie: byle pasowali do postaci. A że postacie to w tym przypadku karły (bo faktycznie, aktorzy grający krasnale są karłami), w dodatku przebrane, ucharakteryzowane i grające tak, żeby mimo wszystko wzbudzać śmiech, to również tak została do nich dobrana polska obsada. Głosy pasują do postaci i to nawet bardzo, często śmiesząc. Niestety chyba przy żadnym krasnalu głos nie został dobrany na podstawie podobieństwa do oryginału. Należy zauważyć, że aktor Danny Woodburn, grający Grimma i dubbingowany przez Jarosława Boberka wystąpił niegdyś gościnnie w odcinku sitcomu iCarly. Tam również zagrał go Jarosław Boberek i reżyserem dubbingu do serialu również była Elżbieta Kopocińska, dlatego gratulacje za spostrzegawczość i zachowanie głosu dla aktora w Królewnie Śnieżce.

                Nie zrozumcie mnie źle, mimo że brzmi to wszystko dobrze, to dla mnie ważne jest także podobieństwo do oryginału, tak często dziś zaniedbywane. Dlatego jeśli nawet trochę ponarzekam, jak choćby w tej recenzji, to wcale nie znaczy, że dubbing mi się nie podobał. Są postacie, które można obsadzać tylko podług wyglądu, ale twierdzę, że nie powinno się tego robić często. Mamy w Polsce tylu aktorów, że naprawdę jest z czego wybierać przy obsadzaniu. Tak więc podsumowując, dubbing do Królewny Śnieżki prezentuje się naprawdę dobrze, film ogląda się przyjemnie, ale dla znawców głosów Julii Roberts, Lily Collins, czy Seana Beana jedynie „podobne” głosy mogą okazać się niewystarczające. I niestety, ale na zakończenie muszę przyznać, że polska wersja do tego filmu to ostatnia rzecz, jaka w miarę podoba mi się od pani Kopocińskiej…

Ogólna ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz