sobota, 31 stycznia 2015

Filmowe Śródziemie po raz pierwszy z dubbingiem!

                Po sukcesie dubbingu do Avengersów, Forum Film Poland postanowiło zlecić polską wersję do pierwszej z trzech części trylogii Hobbita – „Hobbit: Niezwykła podróż”, opartej na książce J. R. R. Tolkiena pt.: „Hobbit, czyli tam i z powrotem”, będącej jednocześnie prequel trylogii Władca Pierścieni (2001-2003). Akcja filmu rozgrywa się 60 lat przed wydarzeniami z pierwszych trzech filmów. Głównym bohaterem jest młody Bilbo Baggins (we Władcy Pierścieni jest już w bardzo podeszłym wieku), który wraz z grupą 12 krasnoludów i czarodziejem Gandalfem wyrusza z misją odbicia Ereboru – utraconego królestwa krasnoludów zagarniętego przez smoka Smauga.


                Polski dubbing opracowany został w Studiu Sonica, nagrania odbyły się w Budapeszcie. Reżyseria trafiły się Piotrowi Kozłowskiemu. Ogólnie rzecz ujmując, nie mam mu zbyt wiele do zarzucenia jeśli chodzi o poprowadzenie aktorów, bo gra jest na dość wysokim poziomie. To co jednak mam mu do zarzucenia, to bardzo kiepski dobór obsady – ale o tym za chwilkę. Tłumaczenie i dialogi zostały napisane przez Michała Wojnarowskiego i oglądając film nie znalazłem miejsca, do którego mógłbym się przyczepić. Tekst jest naprawdę dobry i naturalny w odbiorze.

                Jak już wspomniałem, gra jest naprawdę dobra. Szczególnie mam na myśli głównego bohatera, Bilbo Bagginsa (Martin Freeman), dubbingowanego przez Waldemara Barwińskiego. Wszelkie jąkania i przeróżne „ehy”, „hehy” i „yhy” wypadają genialnie, śmieszą, jak to miało być w oryginale. Dodatkowo, w filmie Marin Freeman nosi perukę, która odmładza go trochę, dlatego głos Barwińskiego pasuje do postaci. I tu zaczynają się schody. O ile głos pasuje do postaci i to jeszcze w takiej kreacji, nie jest to głos odpowiedni dla Martina Freemana. W każdej innej produkcji (np. w serialu „Sherlock”) to połączenie wypadłoby słabo. Bardzo dobrze znam głos Freemana i nie słyszę tam niestety nic z Barwińskiego. Niemniej jednak, jak mówiłem, w tej kreacji ogólnie spisuje się to nieźle, aczkolwiek mogłoby być o wiele lepiej. Postać Gandalfa jest bardzo znana, między innymi dlatego, że pojawiła się już we Władcy Pierścieni. Grany przez Iana McKellena czarodziej jest w Hobbicie dubbingowany przez Wiktora Zborowskiego. Pomimo tego, że pan Zborowski jest świetnym aktorem, to niestety do swojej postaci został dobrany bardzo nietrafnie. Ma zbyt mocny głos i jest zbyt młody. Ian McKellen jest starszy od niego o całe 12 lat i to słychać. Gandalf powinien mieć głos spokojny, przyjazny i przede wszystkim stary, natomiast miałem wrażenie jakbym dostał zupełne tego przeciwieństwo. Oczywiście nie można panu Zborowskiemu zarzucić, że zagrał źle, bo to nie prawda, natomiast ten „zgrzyt” w różnicy głosów psuje odbiór postaci. Jakby tego było mało, w filmie pojawia się wiele kwestii wypowiadanych w języku Elfów. W części przypadków również są one dubbingowane, jednak z jakiegoś powodu, gdy Gandalf mówi po elficku słyszymy Iana McKellena, przez co ta wspomniana przeze mnie różnica jest słyszalna dla wszystkich, nawet dla tych, którzy oryginalnego głosu nie znają. Nie wiem co spowodowało taką decyzję, ale było to bardzo złe posunięcie. W zasadzie nie dużą rolę miał w filmie Ian Holm, który we Władcy Pierścieni grał starego Bilbo Bagginsa. Głosu użyczył mu Kazimierz Kaczor i mimo iż jest to dla mnie głos dość świeży i o wiele lepiej dobrany niż w przypadku Gandalfa, to wciąż brakuje mu czegoś. Nie mniej jednak zagrany był dobrze i ładnie łączył się w całość z postacią. W rolę Thorina (Richard Armitage), przywódcy krasnoludzkiej wyprawy wcielił się Szymon Kuśmider. Nie powiem, że jest to wybór idealny, bo nie zawsze głos zgrywał się z postacią. Bywał zbyt wulgarny i twardy (może odrobinę zbyt stary), podczas gdy w oryginale nawet okrzyki postaci były w pewnym sensie stonowane. Dobrze natomiast wypadały sceny spokojniejsze, w których Kuśmider używał swoich dolnych rejestrów głosu.  Na uwagę zasługuje również fakt, że to pierwsza taka rola Szymona Kuśmidra, bo pierwsza główna rola w kinowym dubbingu do filmu aktorskiego, dlatego dopisuję mu do oceny mały plusik. ;) Gandalf, czy stary Bilbo to nie jedyne postacie, które pojawiają się w obu trylogiach. Kolejną znaną osobistością jest Gollum (zwany również Sméagolem). W oryginale grany jest przez Andy’ego Serkisa – aktor użycza mu nie tylko głosu, ale również i ciała, dzięki technice motion capture. W polskiej wersji postać dubbingowana jest przez Borysa Szyca. Bardzo miło, że w obsadzie znalazł się aktor-celebryta, ale szkoda, że nie wybrany zbyt odpowiednio do roli. Gollum, wszak jest postacią wręcz ikoniczną i widzowie spodziewają się po nim naprawdę wiele, natomiast Szyc nie zawsze potrafił odpowiednio zagrać. Oczywiście, rola jest dość trudna ze względu na sposób mówienia postaci. Myślę jednak, że powinien ją zagrać jakiś starszy aktor. Dla odmiany, głos Galadrieli (Cate Blanchett) został dobrany perfekcyjnie! Dubbingująca ją Danuta Stenka brzmi niezwykle podobnie, wręcz identycznie, a dodając do tego jej świetną grę – nic dodać, nic ująć, tylko marzyć, by została ona stałym odpowiednikiem tej aktorki! Drugim czarodziejem, który również odegrał ważną rolę we Władcy Pierścieni, jest Saruman Biały (Christopher Lee). W polskiej wersji głosu użyczył mu Aleksander Bednarz, który co prawda nie był aż tak podobny do oryginału jak w przypadku Stenki, ale mimo wszystko, miał wiele cech wspólnych z Christopherem Lee, przede wszystkim tą nosowość głosu. Tu również nie można powiedzieć, by coś zostało źle zagrane. Szkoda, że Saruman, podobnie jak Galadriela, na ekranie pojawili się tylko w jednej scenie. Nowym czarodziejem, który w ekranizacjach świata Śródziemia pojawia się po raz pierwszy, jest Radagast Bury (Sylvester McCoy). Ta rola była dla mnie dość ważna przez wzgląd na to, że McCoy grał siódme wcielenie Doktora w serialu „Doktor Who” (w latach 1987-89). Co prawda dubbingujący go Wiesław Komasa wypada naprawdę przyjemnie, ale wiele kwestii zostało przez niego uproszczonych, spłaszczonych do „jednego wymiaru”, szczególnie w momentach, gdy Radagast mówił dość wysoko i zawile. W scenach, w których przybierał poważniejszy ton brzmiał już lepiej. Być może jest to spowodowane tym, że pan Komasa brzmi odrobinę młodziej od McCoya i ta różnica rzucała mi się w uszy. Z niewielką rolą powraca również Lord Elrond (Hugo Weaving). Niestety, tu reżyser nie popisał się, obsadzając Adama Baumana. Mimo iż jest to aktor doświadczony i pod kątem warsztatu, zagrał swoją rolę oczywiście bardzo dobrze, to barwowo wypada fatalnie. To są aktorzy zupełnie innego kalibru, Panie Piotrze, i coś takiego nie powinno mieć miejsca! Swoje cameo w filmie ma również sam Frodo Baggins (Elijah Wood) dubbingowany przez Józefa Pawłowskiego. Rola była naprawdę mała, ale ważna dla fanów Śródziemia. Pawłowski co prawda wypada dość nieźle, jednak barwowo również można by się postarać bardziej. Józef Pawłowski to wybór, nazwijmy to, optymalny. Nie chciałbym rozpisywać się na temat całej watahy krasnoludów zbyt szczegółowo, dlatego ujmę to dość ogólnie: charakteryzacje, jakie nosili na sobie aktorzy, dość mocno niektórych postarzyły (względnie pogrubiły, udziwniły), tym samym kompletnie zmieniając ich odbiór. Ogólnie obsada samych krasnoludów bardzo mi się podobała, byli to bowiem aktorzy, którzy w dubbingu grają (grali) i którzy dla mnie byli czymś nowym, mam tu na myśli Jana Jangę-Tomaszewskiego, Zdzisława Wardejna, Piotra Bajora, czy Marka Frąckowiaka, bo nie miałem wcześniej okazji zapoznać się z ich głosami tak, jak tutaj. Oczywiście, pozostałe krasnoludy również były niczego sobie; podobał mi się np. duet Przybylski & Ciołkosz, choć zdaję sobie sprawę z tego, że pod kątem barwy głosu mogą nie brzmieć zbyt podobnie do oryginałów. Niemniej jednak, w odbiorze i przy stosunkowo niewielkiej liczbie dialogów wypadają dobrze.

                Sam fakt zdubbingowania Niezwykłej podróży bardzo cieszy, szkoda jednak, że nie jest ona na poziomie Avengersów, z których czerpano przykład przy zlecaniu polskiej wersji. Sama gra aktorska to nie wszystko i jeśli dubbing ma przypaść widzom do gustu to przynajmniej te najbardziej znane postacie, czy najważniejsi aktorzy powinni mieć głosy zbliżone do oryginałów, inaczej przez „głupiego Golluma” można zaprzepaścić cały film. Mam nadzieję, że Studio Sonica będzie otrzymywało więcej zleceń na filmy aktorskie, żeby móc się trochę podszkolić w sprawach obsadowych.

Ogólna ocena: 5,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz